Wołyń – historyczny kraj wielu narodów leżący na skrzyżowaniu historii różnych państw. Niespokojne wydarzenia XX wieku doprowadziły do wytyczenia nowych granic: fizycznych między państwami i kulturalnych między narodami. Wiele osób zostało zmuszonych do opuszczenia swoich domów.
Wydanie o historii Łucka i Wołynia «Kroniki Lubarta» prezentuje serię publikacji wspomnień Polaków, którzy szczerze kochali Wołyń, swój dom, ale dzisiaj mieszkają poza nim.
Czytać Ukochany Wołyń. Nostalgia Danuty Siwiec
Szcześliwe dzieciństwo w Łucku Tadeusza Marcinkowskiego
Jestem synem Ziemi Wołyńskiej. Urodziłem się w Łucku 27 grudnia 1932 roku. Rodzina Marcinkowskich mieszkała w Łucku na ulicy Zamkowej w domu mojej babci ze strony mamy. Ulica Zamkowa, która należy do Starego Miasta, nazywanego często Wyspą, ciągnie się wzdłuż murów zamku Lubarta, od wieży Władyczej do wieży Styrowej i kończy się wylotem na Styr. W czasach mojego dzieciństwa była ona typowym dla Wołynia przykładem spotkania różnych narodów, wierzeń i kultur. Żyli tu zgodnie obok siebie Polacy, Ukraińcy, Rosjanie i Żydzi.
Na ulicy Zamkowej więzy przyjaźni łączyły nie tylko dzieci. Odwiedzano się nawzajem i składano sobie życzenia z okazji świąt i ważnych uroczystości rodzinnych, Ludzie dobrze rozumieli, iż mimo różnic narodowościowych i kulturowych trzeba się szanować i wspierać nawzajem. Pełnej wzajemnego zrozumienia atmosferze sprzyjała mądra polityka długoletniego wojewody wołyńskiego Henryka Józewskiego.
Ulica Zamkowa z domem Marcinkowskich, 1925. Foto Henryka Poddębskiego
Ze wzruszeniem wspominam teraz bliskie sercu zakątki Łucka i szczęśliwy dla mnie okres wczesnego dzieciństwa. Mój rodzinny dom znajdował się na ulicy Zamkowej w wyjątkowym miejscu - naprzeciw wieży Władyczej, na której stała budka strażacka. Tonął w zieleni bzów i jaśminów oraz róż i innych kwiatów, pieczołowicie pielęgnowanych przez babcię. Zaraz za nim rozciągały się łąki, a przecinało je koryto Głuszca, przez mieszkańców nazywanego Żydówką.
Gdy byłem dzieckiem, rzeczka zmieniła się po wybudowaniu wałów nad Styrem w wąski strumyczek, zasilający swą wodą staw tuż koło naszego domu. Brzegi strumyka łączył drewniany mostek, przez który wybiegałem na łąki, aby witać wracającego z pracy ojca. Staw był ulubionym miejscem naszych dziecięcych zabaw, a w okresie zimowym zmieniał się w miejską ślizgawkę.
Mój ojciec Jan Marcinkowski był gorącym patriotą. Szczególnym szacunkiem i podziwem darzył Marszałka Józefa Piłsudskiego. Tę fascynację przekazał i mnie. Nas, swoje dzieci, starał się wychować w duchu patriotycznym. Dużo i często opowiadał mi o bohaterach narodowych, o wojnie 1920 roku i o Legionach.
Katedra w Łucku, polona.pl
Jako komendant oddziału strzeleckiego ojciec często odbierał dowody sympatii swoich podkomendnych i cieszył się uznaniem przełożonych, o czym świadczą otrzymane przez niego odznaczenia oraz wzmianki o jego działalności zamieszczone na łamach tygodnika «Wołyń». Miłym przeżyciem, zapamiętanym przeze mnie z okresu dzieciństwa, były imieniny ojca. W tym dniu już o szóstej rano przychodziła pod nasz dom na ulicy Zamkowej orkiestra strzelecka i grała specjalnie dla solenizanta «Pierwszą Brygadę». Ojciec wychodził do muzyków i częstował ich kieliszkiem wina lub wódki, a mama podawała zakąskę i ciasto.
Z okazji święta 3 Maja i 11 Listopada chodziliśmy całą rodziną na defilady. Jedną z defilad zapamiętałem szczególnie. Była to rewia wojsk biorących udział w wielkich manewrach na Wołyniu we wrześniu 1938 roku.
Czytać o tym w języku ukraińskim
Miło wspominam też nasze rodzinne niedziele. Rano po wspólnym śniadaniu udawaliśmy się wszyscy na mszę świętą do kościoła św. Piotra i Pawła. Białe mury Katedry wznoszą się tuż za zamkiem Lubarta. Z naszego domu było więc blisko do tej słynącej z cudownego obrazu Matki Boskiej Latyczowskiej świątyni.
Później odwiedzaliśmy rodzinę lub udawaliśmy się na spacer do ogrodu miejskiego czy na przystań nad Styrem. Kiedy przechodziliśmy przez pięknie ozdobiony popiersiami Słowackiego, Czackiego, Kraszewskiego i Sienkiewicza most Bazyliański, który znajdował się u wylotu ulicy Jagiellońskiej, mogłem mieć nadzieję, że odwiedzimy pobliską cukiernię, oferującą wyborne słodycze.
Most Bazyliański
Mimo upływu lat ciągle pozostaję pod urokiem rodzinnego miasta, ciągle żywiej bije serce na wspomnienie szczęśliwych chwil spędzonych w cieniu wieży Władyczej zamku Lubarta. Jak dobrze byłoby jeszcze raz nacieszyć oczy pejzażami z zamkowej wieży, jak dobrze byłoby odpocząć w cieniu wiekowej Katedry, usłyszeć dźwięk znajomych kroków na moście Bazyliańskim, poczuć zapach łąk nad Styrem, zagubić się w bieli wiśniowych sadów i choćby mocą pamięci powrócić do ukochanego Łucka.